SANTO DOMINGO, Dominikana-jest coś o pierwszych. A Santo Domingo, najstarsze kolonialne miasto obu Ameryk, szczyci się wieloma.
w stolicy Dominikany po raz pierwszy usiadłem na dziedzińcu kompleksu mieszkalnego, słuchając, jak sąsiedzi przekazali długą listę obowiązkowych miejsc: wśród nich pierwszą ulicę, twierdzę wojskową i katedrę hiszpańskiego osiadłego Nowego Świata.
na szczęście mój przyjaciel (i dominikanin) Alex wiedział, gdzie iść i co robić. A dzięki odkrywcy Krzysztofowi Kolumbowi & Co każdy krok w tym mieście opowiada historię. (Miasto zostało założone w 1496 roku przez Bartłomieja Kolumba, brata Krzysztofa Kolumba, i było stolicą pierwszej hiszpańskiej kolonii Nowego Świata.) Następnego ranka wyruszyliśmy do dzielnicy kolonialnej-historycznej dzielnicy stolicy.
zaczęliśmy odpowiednio od pierwszej jezdni w mieście, Calle Las Damas lub Ladies Street. Była tak nazwana, jak mówi historia, ponieważ żona Diego Columbus (syn Christophera) lubiła chodzić tam po południu ze swoimi damami-w-waiting. Podczas naszego spaceru zająłem się kamiennymi budynkami z długimi, drewnianymi drzwiami, staroświeckimi słupami świetlnymi i ceramicznymi znakami ulicznymi z jasnoniebieskimi wykończeniami. Para zaprzęgów końskich dopełniła obraz.
kierując się na zachód wzdłuż tej promenady, uderzyliśmy w Parque Colon. Tradycyjny plac starego świata, powielany w obu Amerykach, pozostaje miejscem spotkań turystów i sprzedawców, festiwali i klubów nocnych.
bo urok starego świata miesza się z nowym, naprzeciwko rzędów ławek i plam zieleni była Hard Rock Cafe. Ale stać na placu wystarczająco długo i można niemal wyobrazić sobie, jak reszta miasta ożyła i rosła wokół niego.
dostrzegając imponującą Catedral Primada de America przed sobą, ścigałem się w kierunku wejścia, ledwo rejestrując mężczyznę próbującego mnie powstrzymać.
– nie może tak wejść-powiedział gestykulując do Alexa. Wtedy przypomniałem sobie zasadę „bez gołych ramion”, która prawie uniemożliwiła mi obejrzenie kilku ważnych europejskich katedr.
na znak szacunku nie nosi się koszulek bez rękawów ani spodenek. Ale zanim mogłem odejść przygnębiony, mężczyzna pożyczył mi żółty szal i przepuścił mnie, nie bez uprzedniego napomnienia, że muszę się cały czas kryć.
budowa katedry na początku XV wieku trwała tak długo, że wymagała wielu architektów. W rezultacie widoczne są całkowicie kontrastujące style, w tym Romański, renesansowy i gotycki. Zbadałem tablice, elementy ołtarzowe i małe kapliczki wewnątrz, i starałem się robić zdjęcia, nie zwalniając mojego ścisłego trzymania na szalu.
następnym przystankiem był pobliski Panteon Nacional, który rozpoczął się od kościoła Jezuitów, ale jest teraz, po kilku wcieleniach, miejscem spoczynku niektórych z najwybitniejszych postaci publicznych Dominikany. Przewodnik uroczyście zidentyfikował każdą osobę, przechodząc obok rzędów FLAG i marmurowych grobowców. Mówił o Concepcionie Bonie, który pomógł zaprojektować Dominikańską flagę (jedyną, która zawierała otwartą Biblię) oraz o Emilio Prudhomme i Jose Reyesie, którzy przyczynili się do stworzenia hymnu narodowego.
dominikański dyktator Rafael Trujillo przywrócił Panteon około 1955 roku, a symbole jego przyjaźni na całym świecie są nadal obecne. Hiszpański dyktator Francisco Franco podarował miedziany żyrandol, a żelazne grille w pobliżu sufitu mogły być darem od niemieckiego rządu. W zależności od tego, jak na nie patrzysz, wzory mogą być krzyżykami lub swastykami.
wróciłem jednak do przeszłości, w Twierdzy Santo Domingo, z armatami skierowanymi na brązową rzekę Ozama i jakiś dawno temu wroga płynącego do brzegu. Krewni Krzysztofa Kolumba mieszkali w pobliżu, w dwupiętrowym budynku znanym jako Alcazar de Colon.
podobało mi się wszystko, co widziałem, ale punktem kulminacyjnym mojej podróży była nieoceniona okazja, aby być częścią codziennego życia na wyspie.
posiadanie przyjaciela „wtajemniczonego” pomogło uzyskać bardziej intymny widok na miasto. Przystanek awaryjny w supermarkecie La Sirena na olej silnikowy i Rum Brugal. Śniadanie w Adrian Tropical, nad brzegiem El Malecon, z przepięknym widokiem na morze.
w niedzielne popołudnie świętowałem Dzień Ojca wyspy z sąsiadami, którzy zebrali się na dziedzińcu. Szybko podjęli dla nas krzesła i otworzyli butelkę musującego cydru.
krąg rozszerzył się, gdy więcej przyjaciół zatrzymało się, aby złożyć wyrazy szacunku tatusiom. Przypomniało mi to życie w mojej rodzinnej Argentynie. Okazuje się, że wszyscy mamy tyle podobieństw, co różnic. Między propozycjami zwiedzania rozmawiali o wysokich kosztach gazu i nieznośnej upale. O miejskich przepisach ruchu drogowego i ostatnich wyborach prezydenckich. Chcieli wiedzieć o moim życiu i pracy dziennikarza – i nawet nie skomentowali mojego” zabawnego ” argentyńskiego hiszpańskiego.
nasze szybkie powitanie zamieniło się w prawie cztery godziny.
zapomnij o muzeach. Dowiedziałem się wtedy więcej o Dominikańskiej kulturze i jej Mieszkańcach. Powitali mnie w kręgu i sprawili, że poczułem się jak tubylca, kiedy byłem tam tylko kilka dni.
to był pierwszy raz.